wtorek, 12 lipca 2016

Fotorelacja z etapów prac blacharskich :D


Wraz z zagłębianiem się w konstrukcję bestii, sytuacja wyglądała coraz poważniej, ale dzięki naszemu walecznemu blacharzowi wyszliśmy z tego starcia zwycięsko! Poniżej przedstawiamy etapy zmagań z Barkasem. :)


Lewy tylny zakamarek:

 



W czasie pracy nad progiem:

 
 Nowy elemencik:
 

I wreszcie pełna przygód historia naszej podłogi :D



Szczególne podziękowania należą się Wojtkowi, który włożył mnóstwo pracy i serca w wehikuł. Bez niego by się nie udało. :D A już wkrótce relacja z przekładki silnika i prac z nią związanych!

sobota, 7 maja 2016

Kolejny krok za nami, czyli ukończenie blacharki :D


     Wreszcie! Kolejny etap prac za nami. Poniżej efekt finalny prac blacharskich. Zrekonstruowane zostały: progi, błotniki, większość tylnego pasa, całość podłogi w tylnej kabinie oraz jej elementy w przedniej. Wzmocnione są także kluczowe części konstrukcyjne ramy podwozia. Celem zachowania trwałości wykonanej pracy po wsze czasy, wszystkie elementy zostały także zabezpieczone antykorozyjną, ultraniezniszczalną gumożelową mazią konserwującą.


      Przed nami kluczowy etap – przeszczep serca. Póki co zdradzić możemy tyle, że dawca został już zakupiony i jest już przygotowywany do operacji. Jak w wielu przypadkach kwestie praktyczne, techniczne i logistyczne zrewidowały nasze wstępne plany odnośnie do potencjalnego kandydata na dawcę silnika. Mamy nadzieję, że przeszczep się przyjmie, ale o tym poinformujemy niebawem-po operacji. 


czwartek, 14 kwietnia 2016

Islandia - jak, kiedy i za ile?


Islandia to kraj, który jest marzeniem wielu podróżników, ale dotarcie tam nie jest najłatwiejsze (najtańsze). Mimo to, przy odrobinie samozaparcia, jest to z pewnością osiągalne. :)

Jak tam dotrzeć?
1. Prom z Danii-jest to zdecydowanie droga impreza.
2. Samolot-taki właśnie środek transportu wybraliśmy. Lecieliśmy z Krakowa do Londynu, gdzie następnego dnia mieliśmy lot do Reykjaviku. Taka podróż z przesiadką jest tańsza od lotu prosto z Polski, ale jednak to co musieliśmy wydać w Anglii na jedzenie, czy transport na miejscu (polecam Easybus'a- całość za dwie osoby w obie strony między Stansted a Gatwick kosztowała 100 złotych) sprawia, że taniej (i wygodniej) wybrać bezpośredni lot Polska-Islandia z Warszawy bądź z Gdańska. I najważniejsze: jeżeli nie lecicie poza sezonem, naprawdę warto kupić bilet z dużym wyprzedzeniem (w naszym przypadku był to prawie rok), wtedy cena biletu jest 2-3 razy niższa.


Dla cięcia kosztów spaliśmy na lotniskach. W Anglii nie było z tym żadnego problemu (duże lotniska, można się spokojnie rozłożyć), za to w Keflaviku spanie na podłodze było zakazane z powodu bardzo małej przestrzeni (mimo to można było spać, leżąc na ławkach z potrójnymi siedzeniami- nocą lotnisko jest prawie puste i nie sprawia to problemu).

Transport na miejscu:

Autostop-jako że miało być tanio, był to oczywisty wybór i naprawdę polecam ten środek lokomocji na Islandii. Nie raz czekaliśmy 1-5 minut aż ktoś nas zgarnął, chociaż i zdarzało się, że staliśmy dobrą godzinę. Jest to też świetna okazja do poznawania ludzi z całego świata- jechaliśmy, między innymi, z ludźmi z Niemiec, Australii, Brazylii, Hiszpanii, Danii i oczywiście z tubylcami. Najczęściej podwozili nas turyści i dzięki temu mogliśmy też więcej rzeczy zobaczyć, bo zatrzymywali się przy każdej atrakcji. :)



Autobusy- drogi sposób na podróżowanie, ale zatrzymują się prawie przy każdej atrakcji i można dojechać do wielu miejsc, do których zwykły samochód nie dotarłby (gdzieniegdzie konieczne jest brodzenie przez dość głębokie rzeki).
Nas przyjemność jazdy z lotniska do stolicy wyniosła 60 zł/os, a z Thórsmörk do Skógar aż 150 zł/os. Warto raz się przejechać takim terenowym potworem, ale jako główny środek transportu jest za drogi i zbyt mało elastyczny (z Thórsmörk autokary odjeżdżały tylko 3 razy na dzień).


Samochód- mimo że podróżowaliśmy autostopem, to sądzę, że (jeśli tylko kogoś stać) warto zainwestować w wypożyczenie auta. Jest (przynajmniej na południu) wiele atrakcji, które są naprawdę piękne, ale nie warto siedzieć tam dłużej niż 1-2 godziny (ileż można patrzeć na ten gejzer? :D). A w przypadku autostopu niemal każda atrakcja to dzień podróży i nie raz jest tak, że między "atrakcjami" są 2 godziny jazdy, gdzie nie ma nic. Oczywiście, puste równiny mają swój urok, ale nie jak stoi się godzinę w deszczu i na ogromnym wietrze łapiąc okazję.;) Więc jeśli chodzi o objechanie wyspy, to moim zdaniem auto jest najlepszym pomysłem. Jeśli marzy się Wam Landmannalaugar czy coś innego na "środku" wyspy, to 4x4 jest niezbędne, a czasem przydaje się i możliwość brodzenia w rzekach.



Spanie i jedzenie:

Co do noclegów spokojnie można spać na dziko (z wyłączeniem parków narodowych). Czasem zajmowało nam dużo czasu żeby znaleźć miejsce dobre do rozbicia namiotu, ale nie jest to wielki problem.

  Campingi

Z tym różnie bywa. Można trafić nawet na darmowy (w sensie, że nie ma nikogo, kto zebrałby opłaty), gdzie nawet prysznic i gorąca suszarnia były za darmo (nam się tak trafiło w Laugarvatn), ale nie raz musieliśmy skorzystać z płatnego. Ceny wahają się od 30 do 50 złotych od osoby. Prysznic często był płatny i ceny z jakimi się spotkaliśmy to 300-500 koron (9-15 zł) za 5 minut gorącej wody. Campingi zazwyczaj są dobrze wyposażone, choć na przykład w Hrafntinnusker było ubogo, ale za to w najdroższym Reykjaviku były prysznice, wi-fi, i naprawdę dobrze wyposażona kuchnia za darmo. W kuchni ludzie często zostawiali jedzenie, butle z gazem i nawet porządne buty, więc jeśli ktoś byłby w nagłej potrzebie, może się spokojnie zaopatrzyć. Nie raz na campingach widzieliśmy pozostawione kartusze do kuchenek, ale jednak nie polecałbym opierać gotowania tylko i wyłącznie na nich, bo może się zdarzyć camping, gdzie akurat takiej butli nie będzie. :)



Nie skorzystaliśmy z okazji spaniu w hotelu, bo po pierwsze, jest to cholernie drogie (z tego co wiem najtańszy hostel w stolicy to około 50-100 zł za noc) i, po drugie, w większości przypadków jeżeli wcześniej nie zarezerwujecie miejsca, to w turystycznych miejscowościach po prostu już go nie będzie.

Co do jedzenia, to poza campingiem w Reykjaviku wszędzie trzeba płacić grube pieniądze. Niezastąpiona jest sieć islandzkich sklepów Bonus, czyli ichniejsza nasza Biedronka. Tam ceny wielu produktów są zbliżone do polskich, a reszta jest niewiele droższa: za duży chleb tostowy płaciliśmy około 6 zł, a kupując w opakowaniu zbiorczym 10 snickersów wychodziło niecałe 2 zł za sztukę. Ale jeśli będzie potrzeba kupienia czegoś w "przycampingowym" sklepiku lub na stacji benzynowej, to za mały chleb będziecie musieli zapłacić 15 złotych. Markety innych marek są droższe od Bonusa, ale można spokojnie tam kupować bez bólu serca i portfela.

Ważne. Na Islandię można wwieźć tylko 3 kg żywności na osobę, Nas nie kontrolowali, ale jest taka możliwość, szczególnie jeśli popłyniecie promem. I najważniejsze: nie można wwozić ani surowego, suszonego, wędzonego mięsa, ani jaj, ani mleka. Nie jest to ich wymysł znikąd. Służy to ochronie fauny. Islandia jest dość hermetycznym bakteryjnie krajem i jeśli każdy wwoziłby mięso z bakteriami kontynentalnymi, to ich zwierzęta mogłyby zacząć poważnie chorować. Przykładowo-jeśli islandzki koń raz opuści wyspę, już nigdy nie będzie mógł wrócić, w obawie o zakażenie stada. A jeśli ktoś chciałby zabrać psa, czy kota, to musi się liczyć z prawdopodobnie 3 miesięczną kwarantanną.

Karta, czy Gotówka?

Przez cały wyjazd nie mieliśmy przy sobie gotówki i nie żałujemy. Kartą można zapłacić wszędzie. W każdym schronisku, budce z hot-dogami, po prostu wszędzie. Nawet jeśli potrzebujecie monet na prysznic, to przynajmniej w Skógar, nie było problemu zapłacenia kartą, by dostać monety na prysznic. I nie warto tracić pieniędzy na wymianę w kantorach, a jak Wam korony islandzkie zostaną, to bardzo ciężko je wymienić.



Podsumowując:

Całość wyjazdu z przelotem, ze spaniem pół na pół na campingach i na dziko, z dwukrotnym przejazdem autobusem, a resztę autostopem, z jedzeniem głównie z Polski, ale także kupowanym w Bonusie i (rzadko) droższych sklepach, wyszła nam około 2000 zł/os, gdzie bilet lotniczy wyniósł 60% kwoty. Lecąc poza sezonem będzie taniej, ale trzeba się wtedy też liczyć, że gorzej może być z autostopem, a i różnie z pogodą.

piątek, 4 marca 2016

Przygotowania pod blacharkę- czyli wybebeszanie i piaskowanie :D


Witajcie po krótkiej przerwie. Za nami kolejny mały krok na drodze ku nowemu życiu na czterech kołach naszego Barkasa B1000. Z wielką radością podzielilibyśmy się dobrymi informacjami, ale niestety jak to w tego typu przypadkach bywa złośliwy los rzucał nam kłody pod nogi.
Już jakiś czas temu Ekipa z Brzeg Garage rozmontowała autko przygotowując je finalnie do piaskowanie. Wyjęte zostały wszystkie szyby, pozostałe po naszych wcześniejszych działaniach siedziska kierowcy i pasażera i przede wszystkim dotychczasowe serducho Barkasa – jednostka napędowa o pojemności 1100 cm3 i mocy 39KM z jakiejś starej poczciwej Fiesty. Usunięta została także oryginalna, czterobiegowa skrzynia biegów – wszystko to celem przygotowania komory silnika do czyszczenia.



 



 Do tego momentu, nie licząc niewielkiej obsuwy czasowej szło całkiem dobrze. Niestety później około miesiąca trwało umawianie się na piaskowanie co spowodowało nam spore opóźnienie. Ostatecznie jednak  misja się powiodła, na aucie nie pozostały żadne ślady korozji. Rezultaty można obejrzeć na zdjęciach poniżej. :D








Kolejnym ciosem była wiadomość od umówionego blacharza (który miał wspomagać Ekipę z Brzeg Garage) w stylu: ,,Sorry, ale wyszło tak, że dostałem fajną ofertę pracy w Norwegii, rzucam wszystko i jadę robić kokosy”. Trochę czasu zajęło Nam znalezienie osoby z odpowiednimi kwalifikacjami i doświadczeniem, ale ostatecznie wczoraj tj. 2.03.2016 Barkas trafił w ręce blacharza. Mamy nadzieje, że już niebawem będziemy mogli podzielić się z Wami informacjami i zdjęciami relacjonującymi kolejny etap działań  

My w międzyczasie  intensyfikujemy poszukiwania nowego serducha dla Barkasa, na które została wytypowana jednostka napędowa z Audi 80 model B3 o pojemności 1800 cm3 i mocy 90KM na gaźniku wraz z pięciobiegową skrzynią biegów. Decyzja ta jest spowodowana kwestiami praktycznymi:


- po pierwsze – gabaryty – w miejscu gdzie fabrycznie montowany był dwusuwowy silnik o pojemności 900 cm3 dość trudno jest zmieścić większe jednostki napędowe, a wiemy z doświadczenia innych że ten konkretny silnik zmieści się w komorze.


- po drugie – kwestia przyzwoitej prędkości. Cóż, nie zależy Nam na wykręcaniu jakichś wielkich prędkości. To co chcemy osiągnąć to prędkość przelotowa w granicach 90 km/h bez zarzynania silnika. Przy obecnym, aby jechać choćby 50-60 km/h trzeba było wchodzić na wysokie obroty – nie powiem jakie bo obrotomierza u nas brak, ale dla ucha nie było to nic przyjemnego . 


-  po trzecie –zapas mocy  – autko jest zarejestrowane na 8 osób i zaistniała obawa, że w momencie gdy te 8 osób wsiądzie, zabierze 8 krat złocistego napoju i trochę tobołków to przy jakiejś większej górce kierowca musiałby pozostawać w kabinie a pozostałe 7 osób robiłoby za dodatkowe „konie” – mamy nadzieję, że unikniemy tej sytuacji.


Trzymamy kciuki za naszego blacharza i zagrzewamy już Brzeg Garage do kolejnej rundy  a więc prac lakierniczych i konserwacyjnych!!! 


by Piotrek

niedziela, 10 stycznia 2016

Landmannalaugar-Thorsmork , czyli najpopularniejszy trekking Islandzki










Nasza przygoda z najpopularniejszą trasą trekkingową na Islandii, czyli Laugavegur zaczęła się z Landmannalaugar'u gdzie dojechaliśmy autostopem dzięki miłemu Francuzowi. Tam też spędziliśmy noc, która kosztowała nas około 40zł/os i zażyliśmy kąpieli w naturalnym gorącym źródle. :D Można na miejscu zaopatrzyć się w gaz, zapałki itp., a także skorzystać z zostawionych kartuszy(niektóre były prawie pełne).

Pierwszy dzień trekkingu był dobry na rozruszanie się. Sporo pięknych widoków i ciekawych form skalnych, a każde wonnych (smrodnych) źródeł "uprzyjemniało" nam drogę.;) Szlak jest generalnie dość dobrze oznaczony.




Następną noc spędziliśmy już w Hoskuldsskali, pomimo wątpliwej czystości schroniska i równie wysokiej ceny. Zdecydowały o tym niebyt przyjemne warunki pogodowe, a w szczególności silny wiatr. Przygotowane mury wokół miejsc na namioty okazały się bezcenne.





Drugi dzień trekkingu równie obfity w piękne krajobrazy zakończył się przeprawą przez rzekę i spaniem na dziko (ku uciesze portfela). Po drodze można zobaczyć sporo miejsc w których na pewno regularnie ktoś biwakuje. Zazwyczaj są to małe dolinki z już przygotowanymi kamieniami do obłożenia namiotu. Generalnie biwakowanie na dziko w Parku Narodowym jest zakazane, ale jeżeli nie robisz tego na środku szlaku i nie niszczysz przy tym zieleni (a w szczególności ukochanego przez Islandczyków mchu), to nie powinno być problemu. Są to informacje z dosyć wiarygodnego źródła. A jeżeli już biwakujecie w znacznej odległości od jakichkolwiek schronisk, to na pewno nikt nie zrobi problemu z tego, że opadliście z sił i postanowiliście akurat tam gdzie jesteście się zregenerować. ;) Aczkolwiek polecam raczej rozbijać namioty jak najpóźniej i zbierać się jak najwcześniej (na mapie zielonymi rombami zaznaczyliśmy gdzie sami koczowaliśmy lub gdzie na pewno ktoś koczował).


Co do przeprawy przez rzekę koniecznie zdejmijcie buty. Najlepiej mieć ze sobą jakieś gumowe kapcie specjalnie do wody. A jak ich nie macie to idźcie boso. My raz popełniliśmy tę głupotę, pewnie ze zmęczenia, i tyle mieliśmy szczęścia, że przez następne dni dobra, wietrzna i sucha pogoda dała nam szanse na wysuszenie obuwia.



Trzeci dzień dzień był zdecydowanie z najlepsza pogodą. Wędrówka szła nam bardzo sprawnie i zatrzymując się w Emstur na przygotowanie posiłku, ruszyliśmy dalej, gdzie czekała na nas idealna dolinka do spania na dziko. Naprawdę polecam, bo była po prostu przepiękna (na żywo wyglądała ładniej). ;)




Ostatniego dnia naszego trekkingu doszliśmy do Thorsmork, gdzie można skończyć wycieczkę (tak jak my) i jechać dalej autostopem (o co raczej ciężko) lub pojechać autobusem, co kosztowało nas około 150zł/os. Można także poświecić kolejny dzień na dojście do Skogar.




Podsumowując trasę- spokojnie można zrezygnować z campingów poza Hoskuldsskali (chyba, że ma się dobre tempo i pierwszego dnia dojdzie się aż do okolic Alftavatn) oraz znalezienie dobrego miejsca do spania nie zabiera bardzo dużo czasu.




W sumie mieliśmy do czynienia z 4 przeprawami przez rzekę, co w zależności od pory roku może spokojnie urosnąć do 6 przepraw (mówiąc przeprawa mam na myśli miejsce gdzie woda spokojnie sięga do kolan i nie ma opcji przejść nie przemaczając butów na wylot). Od kolegi mieszkającego na miejscu wiem, że mogą zdarzyć się o innej porze roku lub zależnie od intensywności opadów takie miejsca gdzie spokojnie woda sięgnie do połowy ud, jak nie wyżej. Dobrze jest być na to przygotowanym.




niedziela, 3 stycznia 2016

Porządki w Barkasie!

Mini fotorelacja z kolejnego etapu Katharsis Barkasa B1000: W ramach wstępnego przygotowania samochodu przed dostarczeniem do warsztatu blacharskiego i lakierniczego załoga pozbywa się wszystkiego co nie jest konieczne do samodzielnej jazdy. 
Przed....


W zasadzie cała ,,paka” zostaje ogołocona do czystej blachy. Znika gumowa wykładzina z podłogi, obicia burt, tapicerka, siedzenia, gustowne zasłonki, zapasowe koło. Jak zawsze przy tego typu zabawach odnaleziona zostaje masa skarbów.



...po :D

Tak przygotowana maszyna została oddelegowana do warsztatu blacharskiego: BRZEG GARAGE, gdzie oczekuje na wymontowanie reszty oprzyrządowania i ekwipunku. Po tym Barkasa czeka trip na piaskowanie – mamy nadzieje, że przynajmniej połowa auta się ostanie po tym zabiegu. Po tym auto trafia w ręce naszego artysty blacharskiego rzemiosła - Mateusz! teraz Wszystko w Twoich rękach!





Zapraszamy na fan-page naszego rzemieślnika BRZEG GARAGE :D