czwartek, 14 kwietnia 2016

Islandia - jak, kiedy i za ile?


Islandia to kraj, który jest marzeniem wielu podróżników, ale dotarcie tam nie jest najłatwiejsze (najtańsze). Mimo to, przy odrobinie samozaparcia, jest to z pewnością osiągalne. :)

Jak tam dotrzeć?
1. Prom z Danii-jest to zdecydowanie droga impreza.
2. Samolot-taki właśnie środek transportu wybraliśmy. Lecieliśmy z Krakowa do Londynu, gdzie następnego dnia mieliśmy lot do Reykjaviku. Taka podróż z przesiadką jest tańsza od lotu prosto z Polski, ale jednak to co musieliśmy wydać w Anglii na jedzenie, czy transport na miejscu (polecam Easybus'a- całość za dwie osoby w obie strony między Stansted a Gatwick kosztowała 100 złotych) sprawia, że taniej (i wygodniej) wybrać bezpośredni lot Polska-Islandia z Warszawy bądź z Gdańska. I najważniejsze: jeżeli nie lecicie poza sezonem, naprawdę warto kupić bilet z dużym wyprzedzeniem (w naszym przypadku był to prawie rok), wtedy cena biletu jest 2-3 razy niższa.


Dla cięcia kosztów spaliśmy na lotniskach. W Anglii nie było z tym żadnego problemu (duże lotniska, można się spokojnie rozłożyć), za to w Keflaviku spanie na podłodze było zakazane z powodu bardzo małej przestrzeni (mimo to można było spać, leżąc na ławkach z potrójnymi siedzeniami- nocą lotnisko jest prawie puste i nie sprawia to problemu).

Transport na miejscu:

Autostop-jako że miało być tanio, był to oczywisty wybór i naprawdę polecam ten środek lokomocji na Islandii. Nie raz czekaliśmy 1-5 minut aż ktoś nas zgarnął, chociaż i zdarzało się, że staliśmy dobrą godzinę. Jest to też świetna okazja do poznawania ludzi z całego świata- jechaliśmy, między innymi, z ludźmi z Niemiec, Australii, Brazylii, Hiszpanii, Danii i oczywiście z tubylcami. Najczęściej podwozili nas turyści i dzięki temu mogliśmy też więcej rzeczy zobaczyć, bo zatrzymywali się przy każdej atrakcji. :)



Autobusy- drogi sposób na podróżowanie, ale zatrzymują się prawie przy każdej atrakcji i można dojechać do wielu miejsc, do których zwykły samochód nie dotarłby (gdzieniegdzie konieczne jest brodzenie przez dość głębokie rzeki).
Nas przyjemność jazdy z lotniska do stolicy wyniosła 60 zł/os, a z Thórsmörk do Skógar aż 150 zł/os. Warto raz się przejechać takim terenowym potworem, ale jako główny środek transportu jest za drogi i zbyt mało elastyczny (z Thórsmörk autokary odjeżdżały tylko 3 razy na dzień).


Samochód- mimo że podróżowaliśmy autostopem, to sądzę, że (jeśli tylko kogoś stać) warto zainwestować w wypożyczenie auta. Jest (przynajmniej na południu) wiele atrakcji, które są naprawdę piękne, ale nie warto siedzieć tam dłużej niż 1-2 godziny (ileż można patrzeć na ten gejzer? :D). A w przypadku autostopu niemal każda atrakcja to dzień podróży i nie raz jest tak, że między "atrakcjami" są 2 godziny jazdy, gdzie nie ma nic. Oczywiście, puste równiny mają swój urok, ale nie jak stoi się godzinę w deszczu i na ogromnym wietrze łapiąc okazję.;) Więc jeśli chodzi o objechanie wyspy, to moim zdaniem auto jest najlepszym pomysłem. Jeśli marzy się Wam Landmannalaugar czy coś innego na "środku" wyspy, to 4x4 jest niezbędne, a czasem przydaje się i możliwość brodzenia w rzekach.



Spanie i jedzenie:

Co do noclegów spokojnie można spać na dziko (z wyłączeniem parków narodowych). Czasem zajmowało nam dużo czasu żeby znaleźć miejsce dobre do rozbicia namiotu, ale nie jest to wielki problem.

  Campingi

Z tym różnie bywa. Można trafić nawet na darmowy (w sensie, że nie ma nikogo, kto zebrałby opłaty), gdzie nawet prysznic i gorąca suszarnia były za darmo (nam się tak trafiło w Laugarvatn), ale nie raz musieliśmy skorzystać z płatnego. Ceny wahają się od 30 do 50 złotych od osoby. Prysznic często był płatny i ceny z jakimi się spotkaliśmy to 300-500 koron (9-15 zł) za 5 minut gorącej wody. Campingi zazwyczaj są dobrze wyposażone, choć na przykład w Hrafntinnusker było ubogo, ale za to w najdroższym Reykjaviku były prysznice, wi-fi, i naprawdę dobrze wyposażona kuchnia za darmo. W kuchni ludzie często zostawiali jedzenie, butle z gazem i nawet porządne buty, więc jeśli ktoś byłby w nagłej potrzebie, może się spokojnie zaopatrzyć. Nie raz na campingach widzieliśmy pozostawione kartusze do kuchenek, ale jednak nie polecałbym opierać gotowania tylko i wyłącznie na nich, bo może się zdarzyć camping, gdzie akurat takiej butli nie będzie. :)



Nie skorzystaliśmy z okazji spaniu w hotelu, bo po pierwsze, jest to cholernie drogie (z tego co wiem najtańszy hostel w stolicy to około 50-100 zł za noc) i, po drugie, w większości przypadków jeżeli wcześniej nie zarezerwujecie miejsca, to w turystycznych miejscowościach po prostu już go nie będzie.

Co do jedzenia, to poza campingiem w Reykjaviku wszędzie trzeba płacić grube pieniądze. Niezastąpiona jest sieć islandzkich sklepów Bonus, czyli ichniejsza nasza Biedronka. Tam ceny wielu produktów są zbliżone do polskich, a reszta jest niewiele droższa: za duży chleb tostowy płaciliśmy około 6 zł, a kupując w opakowaniu zbiorczym 10 snickersów wychodziło niecałe 2 zł za sztukę. Ale jeśli będzie potrzeba kupienia czegoś w "przycampingowym" sklepiku lub na stacji benzynowej, to za mały chleb będziecie musieli zapłacić 15 złotych. Markety innych marek są droższe od Bonusa, ale można spokojnie tam kupować bez bólu serca i portfela.

Ważne. Na Islandię można wwieźć tylko 3 kg żywności na osobę, Nas nie kontrolowali, ale jest taka możliwość, szczególnie jeśli popłyniecie promem. I najważniejsze: nie można wwozić ani surowego, suszonego, wędzonego mięsa, ani jaj, ani mleka. Nie jest to ich wymysł znikąd. Służy to ochronie fauny. Islandia jest dość hermetycznym bakteryjnie krajem i jeśli każdy wwoziłby mięso z bakteriami kontynentalnymi, to ich zwierzęta mogłyby zacząć poważnie chorować. Przykładowo-jeśli islandzki koń raz opuści wyspę, już nigdy nie będzie mógł wrócić, w obawie o zakażenie stada. A jeśli ktoś chciałby zabrać psa, czy kota, to musi się liczyć z prawdopodobnie 3 miesięczną kwarantanną.

Karta, czy Gotówka?

Przez cały wyjazd nie mieliśmy przy sobie gotówki i nie żałujemy. Kartą można zapłacić wszędzie. W każdym schronisku, budce z hot-dogami, po prostu wszędzie. Nawet jeśli potrzebujecie monet na prysznic, to przynajmniej w Skógar, nie było problemu zapłacenia kartą, by dostać monety na prysznic. I nie warto tracić pieniędzy na wymianę w kantorach, a jak Wam korony islandzkie zostaną, to bardzo ciężko je wymienić.



Podsumowując:

Całość wyjazdu z przelotem, ze spaniem pół na pół na campingach i na dziko, z dwukrotnym przejazdem autobusem, a resztę autostopem, z jedzeniem głównie z Polski, ale także kupowanym w Bonusie i (rzadko) droższych sklepach, wyszła nam około 2000 zł/os, gdzie bilet lotniczy wyniósł 60% kwoty. Lecąc poza sezonem będzie taniej, ale trzeba się wtedy też liczyć, że gorzej może być z autostopem, a i różnie z pogodą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz